środa, 13 listopada 2013

#8

Nie bardzo wiem gdzie ostatnio zostawiłam swój mózg. Wiem natomiast, że nie mam przez to żadnych wyrzutów sumienia. Na razie.
Bo jedyne wyrzuty na jakie będzie mnie w tym momencie stać to te z poturbowanego i cholernie obolałego żołądka. Powieki otwierają się nagle, przelęknione, minimalnie wyrywając ciało do tyłu i robiąc niewyobrażalny łomot gdzieś z tyłu czaszki. W środku wyczuwam jeszcze powolne obroty pijackiej karuzeli sugerujące mi, że etanol w moich żyłach tli się jak cichy skurwysyn i już niedługo pozostawi po sobie wspomnienie tak dobitne, że zechcę zmienić swoje życie, z całkowitą abstynencją jako punkt pierwszy. Podnoszę się z łóżka, robiąc to chyba trochę zbyt gwałtownie, bo robi mi się niedobrze. Sprawdzam swój stan, przyglądając się odbiciu w lustrze – koszulka założona poprawnie, szkoda tylko, że na lewej stronie. Na twarz wolę jeszcze nie patrzeć. Mam dwie ręce i dwie nogi, jest okej.  Wyjmuję z paczki odliczonego na jutro papierosa. Ten, podpisany jako weltschmerz szlug doskonale nadaje się na dziś. Z lekkim trudem odszukuję klamkę od drzwi balkonowych, obawiając się, że coraz gęściej pojawiające się mroczki i pobłyskujące cekinki pod powiekami doprowadzą mnie w końcu do omdlenia. Boję się tym bardziej, że jestem sama w pustym mieszkaniu. Nikt nie chce umierać w samotności. Nawet na kaca. Otwieram drzwi okienne, stawiam bose stopy na zimnej, chropowatej powierzchni cementu, a ostre, listopadowe powietrze tnie po twarzy niewyobrażalnym złem. Pomaga.
  W głowie kołaczą mi się pojedyncze ujęcia, które tworzą dosyć dziwną mozaikę, co zaczyna mnie krótko mówiąc przerażać. Zaciągając się pierwszą, paradoksalnie ożywczą porcją zabójczego dymu z całym przekonaniem podsumowanym wczorajszymi wydarzeniami stwierdzam, iż ta cała wspaniałomyślna paplanina o tym, że prawdziwie kochający będzie w stanie odejść i dać drugiemu być szczęśliwym z kimś innym, lub w ogóle wmawianie sobie, że patrzeć na czyjeś szczęście kosztem swojego jest rozkosznie szlachetne i na pewno tak się da. Ba! Jeszcze można poczuć się lepiej dzięki temu, bo przecież się kocha prawdziwie - stwierdzam, że jest to krótko mówiąc gówno prawda. Prawdziwa miłość to prawdziwa miłość, jest podzielna tylko na dwa. Nie ma w niej żadnych wyborów. Nie ma kochania z widzenia. Nie ma kochanek, miłości platonicznej i wzdychania do pełni księżyca, bo to co zakazane ma prowokujący charakter. Miłość ma sama się udowodnić.
Prawda jest taka, że chociaż wszystko może być spisane na straty, nie lubimy postawić kropki i pisać dalej. Uwielbiamy za to skreślać, poprawiać, dopisywać notki na marginesach, wytłuszczać wyrwane z kontekstu słowa, wyłącznie po to, by nadać sens tylko taki jaki byśmy chcieli, żeby był. By dać sobie coś co usprawiedliwi nam niemożność zerwania łańcucha z przeszłością. My tak naprawdę nie chcemy żadnej wolności. Potrzebujemy zależności, zazdrości, pilnowania i ograniczonego wyboru. Tylko wtedy wiadomo co robić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz