środa, 15 stycznia 2014

Uczucioida

Uwielbiałem jej słuchać. Każde zdanie, umiejętnie akcentowane niemalże namacalnie przecinkiem czy kropką sprawiało, że czułem jej słowa, widziałem kolory tych słów i chciałem więcej. Jej mimika, gesty, podnoszenie tonu, naśladowanie czyichś nawyków mowy, błędów i zachowań wprawiały mnie w zachwyt i wywoływały uśmiech na twarzy. I jej dobór słów, skąd ona miała tyle słów? Była cudowna. Z pewnością częstotliwość jej głosu idealnie współgrała z drganiem każdej komórki mojego ciała tak, że tworzyło to niesamowitą spójność. Trafiała za każdym razem w sam środek, dokładnie tam gdzie powinna. Poruszało mnie to, do szpiku kości. Cała była zgrana jak dwie te same, puszczone w tym samym momencie piosenki z empetrójek, jak metronom i fortepian, jak werbel i pałki perkusyjne, jak klaśnięcia do "We will rock you". Cała ze mną zintegrowana. Zintegrowana z typem, który mógł jej słuchać całe życie.
Cieszyłem się jak głupi, że zgodziła się wyjść ze mną na spacer. Nie widziałem jej tak długo. Chciałem, żeby mi opowiadała całe swoje życie, cały świat i galaktyki. Codziennie od początku. Co sekundę.
Miałem plan. Chciałem powiedzieć jej wszystko.
Jednak idąc obok niej nie czułem się jak wcześniej. Miałem wrażenie że oddziela nas jakiś wielki kawał pleksiglasu, który odbijał część impulsów, które ona do mnie wysyłała. Ona za każdym razem tak bardzo swoja, naturalna i szczera. A ja czułem się tak okropnie nieswojo, nienaturalnie i tym bardziej nieszczerze.
 - wiesz - ciągnęła - cieszę się, że znów jest tak jak wcześniej. Że możemy sobie tak wyjść i po prostu czuć się swobodnie. Bez ukrywania, jakichś podtekstów. Strasznie się za tobą stęskniłam.
- Ja za tobą też. Przepraszam, że się nie odzywałem. Nie mogłem. -  Jasne, że mogłem. Nie miałem odwagi, kurwa.
- Rozumiem. Mówiłeś mi, że mamy rozmowy na kontrolowanym. - posmutniała. Kiedy smutnieje robi się taka malutka i krucha, że trzeba ją jak najszybciej posklejać przytuleniem, żeby się nie rozleciała.
- Hej, wiesz przecież, że nieważne jakbym miał przejebane, zaryzykuję dla ciebie.
- Jasne, mówiłeś też kupę innych rzeczy, często tak doskonale przeciwnych, że mógłbyś się sam zredukować.
- Często ci kłamałem. Wybacz.
- Nie kłamałeś, to ja Cię nadinterpretowałam.
Dlaczego tak dziwnie się czułem? Może dlatego, że wiedziałem, że ona niczego już ode mnie nie oczekuje. Że zaczęło jej wystarczać to, że jestem, i z nią rozmawiam. To było dla mnie tak cholernie za mało. Nie pilnowała już swoich słów i nie pilnowała moich, żeby czegoś opacznie nie zrozumieć. Żeby nie wyobrazić sobie niczego więcej nad to, co chciałem, żeby sobie wyobraziła. A teraz tak bardzo chciałem, żeby wyobraziła.
Tak potężnie mnie to dotykało, że straciłem dla niej sens, że już tyle nie znaczę. Że nie denerwuje się na każde nasze spotkanie, że nie ucieka wzrokiem kiedy pytałem o jej faceta. Że nie opowiada mi o nim ostrożnie, uważając na to, żebym przypadkiem nie stwierdził, że jest za bardzo szczęśliwa i przestał się o nią starać. Uwielbiałem jej zachowanie, kiedy myślała, że tego nie zauważam. Taka urocza. Za każdym razem mocniej sie w niej zakochiwałem. Za każdym razem od nowa. Teraz była obok mnie, tak blisko, bliziutko, mogłem jej dotknąć, zatrzymać, wpić się w jej usta, wykrzyczeć na całe miasto, że byłem kretynem i błagam, żeby jeszcze mi uwierzyła. A jednak nie mogłem tego zrobić. Tyle jej nagadałem, że wszystko co jej powiem potraktuje jak zwykły żart. Nie ufa mi.
Nie ma dotkliwszej odległości, niż ta, która nie pozwala złapać za rękę osoby, która jest tuż obok.
Chyba wyczuła moje wewnętrzne dawanie samemu sobie policzków, bo znienacka przystanęła. Jednym zwinnym krokiem znalazła się naprzeciw mnie, a jej piękne, ciemne oczy boleśnie wwierciły się w moje.
- Mnie też jest przykro, że możesz mnie kochać tylko z widzenia.

1 komentarz: