piątek, 24 stycznia 2014

***

 - Naprawdę musisz jechać? - Mama wbiła wzrok z powrotem w podłogę. Jej drżący i przerażająco smutny głos, który próbowała stłumić kroił mi serce na milion części. Wszystkimi siłami próbowałam się nie rozpłakać. Oczywiście, że nie musiałam tam jechać. Chciałam.
- Mamo, zrozum - byłam przygotowana na to pytanie - nie mam innego wyjścia. Tata już nawet kupił mi pościel w zebrę. Pewnie będę musiała ją poprawić jak przyjadę, wiesz jak to jest kiedy facet mieszka sam. - Pakując się wczoraj, starałam się wytrenować odpowiedź jak najlepiej, byleby wyszła wiarygodnie. Chyba mi nie wyszło, bo głos zadrżał mi na samym końcu. Mama jak zwykle to wyczuła i złapała mnie za rękę.
- Małgosiu, przecież wiem, że chcesz uciec - uniosła głowę i swoimi szklistymi od płaczu, szarymi, identycznymi jak moje oczami spojrzała prosto na mnie. Oczy matki, które doskonale wiedzą co jest grane. Oczy matki, które skanują Ci serce, odczytując wszystko z dokładnością do ostatniej łzy, którą wypłakałaś trzy noce temu z tego samego powodu.
Poddałam się. Coś we mnie pękło; poczułam ciepło w okolicach zatok i ułamek sekundy potem jakieś krótkie oderwanie guli w okolicy gardła, i wybuchłam tak niemiłosiernym płaczem, że mama, lekko zszokowana szybko objęła mnie swoimi drobnymi ramionami i rozryczała się razem ze mną.
Czułam jak ulatuje ze mnie cały ciężar, który tłumiłam w sobie od kilku dni. Jak spada mi ciśnienie, jak odpoczywam móc spokojnie się wypłakać w bezpiecznych objęciach. Czułam, jak moczę mamie koszulkę, którą tak lubi. To nic. To tylko łzy. Pewnie zaraz tak powie. Mama uniosła rękę i pogładziła mnie po włosach składając mi całusa gdzieś nad uchem. Nigdzie nie czułam się tak dobrze. Nie musiała mnie przekonywać. Nie, wcale nie chcę nigdzie jechać.
Odsunęła swoją głowę od mojej i wiedziałam, że jej czerwone od płaczu oczy patrzą na mnie. Trochę się uspokoiłam, więc mogłam spojrzeć na nią bez wyrzutów sumienia. Poczułam jak jej ciepłe dłonie obejmują moją głowę. Wiedziałam, że powie mi zaraz coś ważnego.
- Kochanie. To co było, może i  jest drewnianym mostem, który możesz spalić. Ale pamiętaj, że stoi na betonowych słupach. Mimo, że będziesz chciała by spłonął, zawsze będziesz wiedziała, że po tych słupach przeskoczysz z powrotem. - Mówiła to tak, jakby sama kiedyś takim mostem wracała. Widzisz - mówiła dalej - od pewnych rzeczy nie uciekniesz. Będą się ciągnąć za tobą jak cień i mimo, że będziesz się bała spojrzeć za siebie, będziesz czuła ich oddech na plecach. I w końcu się odwrócisz.
- Mamo, ja chcę tylko spokoju.
- Nie myl spokoju duszy ze smutkiem, kochanie.
Czułam jak bolą mnie wszystkie wnętrzności. Musiałam uciec, bo wiedziałam, że zostając tu, będę dużo myśleć o tym co się wydarzyło. I będę się obwiniać. Miałam przeprowadzić się do taty. Z czystą kartką i pustą listą znajomych.
- Widzisz córeczko - mama nie przestawała mi patrzeć w oczy - zmiana otoczenia nie zmieni twoich uczuć. Mogą się stłumić, ale nie miną. Cofną się tylko kawałek, żeby móc wziąć większy rozbieg. I któregoś dnia uderzą. Z taką siłą, z którą nie wygrasz. Usiądzesz wieczorem, weźmiesz kubek z herbatą i rozlecisz się na malutkie kawałeczki. Spustojeszejesz w środku. Zziębniesz. Malutka, nie odłączaj sie od przeszłości, nie łaź sama po bezdrożach, bo nikt nie wyszedł dobrze na tym, że błądził po omacku. Ziarno ci się nie trafi. Ograniczony wybór jest zawsze lepszy niż nieograniczony. Ten drugi jest obciążony syndromem złego wyboru. Zawsze. - W jej oczach było coś takiego, czego nie dało się odgadnąć. Coś co wydawało się cieniem jakiegoś wspomnienia, było jak opowiadanie z morałem. Czułam, że wiele kosztuje ją to co mówi.
- Chcę zacząć wszystko od nowa, mamo.
- Kochanie, przeszłość jest tatuażem, nic jej nie zmaże.

2 komentarze: