piątek, 3 stycznia 2014

Nie wyważaj otwartych drzwi

Nienawidzę mieć zmarzniętych palców. Czuję jakbym kijem próbowała trafić w klawisz, żeby przełączyć tę cholerną piosenkę. Dobra, niech przeleci. Nie mam zamiaru wsłuchiwać się w tekst, bo piosenki i wiersze mają to do siebie, że są o tym, o czym chcemy, żeby były w danej chwili. A ja dziś już nic nie chcę. Muszę pomyśleć o czymś innym.
  Tala ma na prawdę ładne mieszkanie. Zawsze miała poukładane w głowie i byłam przekonana, że poradzi sobie z dorosłością. Dlatego też była nudna. Wiedziałam, że nudne dziewczyny mają zawsze czysto w domu, więc nie wykręciła się bałaganem kiedy chciałam wpaść się wyżalić. No i zawsze miała rację. Tym razem również miała. "Nikt nie jest ofiarą własnej biografii". Wszystko dzieję się w nas i jeżeli chcemy się czegoś pozbyć z życia, trzeba przestać na to patrzeć. Ignorowanie. Domena ludzi inteligentnych. Chcę być człowiekiem inteligentnym.
 Wracam do mieszkania, do mojego świętego syfu i czuję się nadzywczaj dobrze. Podejmuję decyzję. Mam nadzieję, że podniecenie i rosnąca niecierpliwość sprawi, że konsekwentnie wykonam cały plan, we wszystkich punktach:
1. Napisać list.
2. Spalić list.
Ściągam dżinsy, bluzkę, stanik, zakładam starą, zieloną koszulkę taty, którą trzy lata temu zawinęłam mu z torby jak wrócił z Holandii, bo miała wilka na środku, i mi się podobała (jakież było moje zdziwienie kiedy w zawiniętej ojcu zielonej koszulce, zawinięte były dwa zielone gramy, był hipisem i mu zostało, kocham mojego tatę). Jest najwygodniej. Biorę kartkę, jestem staromodna, nie lubię klawiatury. Wszystko co scyfrowane nie ma okruszka emocji. Wino, długopis, determinacja, siadam.
I koniec.
Właśnie się rozsypałam.

Wszystko to wyglądało jak jakiś chory brazylijski tasiemiec. Klasyczny trójkąt, o polu przyjaźń przez kłamstwo razy dwa, porastający bluszczem z osób czwartych, piątych i szóstych. Wydaje się, że to kręci. Taka niecodzienność. Coś głębszego. Intrygującego. Ale z czasem zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ludzie chcą, żeby ich życie wyglądało jak w serialach. Czy naprawdę chciałbyś, żeby wszystko rozwiązało Ci się dopiero w ostatnim odcinku?

Szukam jakiegoś wspólnego mianownika to tych wszystkich uczuć, które mną w tym momencie kierują. Chcę to nazwać. Tym co nazwane lepiej sterować. Mam dość grania wiecznej przyjaciółki. Pragnę, żeby zobaczył we mnie kobietę, obiekt pożądania, priorytet. Chcę być celem, a nie będącą zawsze w zasięgu nawigacją satelitarną, która do niego prowadzi. Z drugiej strony jednak wiem, że nigdy w życiu nie uda mi sie wytrzymać całej doby w jednym pomieszczeniu tylko z nim. Raczej skończyłoby to się drugą Fukushimą. Raczej byłoby źle. Pierdolone, wiecznie z cieniem wątpliwości wszystko raczej.
Zawsze zyskiwałeś moje straty. Mimo tego ciągle się uczyłam liczyć, by móc wreszcie liczyć na niego.
Ufałam Ci. Zawsze kiedy wracał, spieszyłam się mu ufać, tak szybko mnie zawodził. Lubiłam kiedy wracał. Dawał mi pozorne szczęście, był jak rak, który zabija powoli. Mimo to odmawiałam leczenia. Jestem emocjonalną kaleką. Gdyby przyznawali za to stopień niepełnosprawności, przynajmniej PKS miałabym za darmo.
Jest moim uzależeniem. Moim domkiem na piasku; moją aortą; życiem i samobójstwem; krzywym kręgosłupem, który pobolewa co chwilę; oczkiem w głowie, który nie daje mi spać; naiwnością; piosenką z tekstem wyrytym na duszy, który męczy; lenistwem w natłoku obowiązków; wódką; nieskończoną książką; wstydem i pewnością siebie. Wszystko zawsze ze skazą.
Żal. Tak to nazwę. Mam do Ciebie żal.
Mój Boże, widzisz, a nie grzmisz, a jak grzmisz to nie trafiasz. Co się ze mną dzieje? Dlaczego słone krople rozmazują mi atrament na papierze? Dlaczego ryczę? Ostatni raz jak ryczałam, to tego nie pamiętam, tylko mi powiedzieli. Podobno też z Twojego powodu. Masz trochę moich rzeczy wiesz? Większość łez, pierwszy pocałunek, pierwszy joint, pierwszą zazdrość, mój szalik, pierwszą miłość. Tak, byłeś moją pierwszą miłością, ale o tym zapomniałam. Mówiłeś mi o tym, pamiętasz? Że nie chcieliśmy mieć tego w głowie, ale jesteśmy teraz po to, żeby nam pamięć wróciła. Nic ma nie wracać. Kocham Cię. Skończyłam. Idę po herbatę, zawsze jakoś lepiej smakuje przez łzy.

2 komentarze: